Czy mężczyzna tak samo może przeżywać utratę włosów?
Dzień dobry, moi Drodzy,
dzisiejszy wpis chcę poświęcić kwestii utraty włosów zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn. A dlaczego? Codziennie pracuję nie tylko z kobietami, dziećmi, ale także z mężczyznami. Trafiają do mnie najróżniejsze osoby, którym zależy na włosach. Nie jest tak, że mężczyznom ten temat jest obojętny. Często wstydzą się o nim mówić, gdyż uważają to za „mało męskie”, ale tak samo jak kobiety potrafią przeżywać utratę włosów. To, że „pan z łysinką” jest społecznie akceptowany, wcale nie oznacza, że sam akceptuje tę łysinkę. Ale mężczyźni boją się o tym mówić, gdyż stereotypy zakładają, że utrata włosów jest u nich synonimem męskości. W wielu przypadkach, kiedy mężczyźni zaczynają ze mną rozmawiać, nie bardzo wiedzą, jak podejść do tematu. Jak powiedzieć młodej kobiecie, że nie chcą tracić włosów? Że się tego obawiają? W takich sytuacjach zawsze staram się budować atmosferę zaufania. Zdaję sobie sprawę z tego, ile facet może zyskać dzięki bujnej fryzurze – nie tylko wizualnie, ale także w sferze pewności siebie. Tutaj panowie nie różnią się niczym od pań. Kiedy tracą włosy, tak samo mogą wycofywać się z życia towarzyskiego, tak samo każdego dnia spędzać 40 minut przed lustrem, starając się jakoś ujarzmić włosy. I tak samo będą z nutą zazdrości patrzeć na swoich kolegów, których jedynym zmartwieniem w kwestii własnej fryzury jest zarezerwowanie wizyty u fryzjera w celu podcięcia włosów.
Bardzo często słyszę, jak kobiety mówią, że „mężczyźni to mają dobrze, bo zawsze mogą zgolić się na łyso”, a z kolei mężczyźni, że „kobiety mają o tyle lepiej, bo zawsze mogą to zatuszować”. Zobaczcie, jak mylne przekonania na swój temat mogą mieć obie strony. Przestałam sugerować się stereotypami, od kiedy zdałam sobie sprawę ze skali problemu. Wiem jednak, że nie każdy może ją zobaczyć. Problem utraty włosów może być tak samo bolesny u każdej borykającej się z nim osoby, bez względu na płeć. I nie uważam, że mężczyźni mają lepiej, bo mają możliwość ogolenia włosów, a kobiety – bo mogą założyć perukę.
To, co jest bardzo ważne tak u kobiet, jak i u mężczyzn, to moment utraty włosów. Chwila, w której pojawi się łysienie. W tym tkwi rzeczywista różnica – nie zaś w tym, czy dana osoba jest kobietą czy mężczyzną. W szkole, na etapie nastoletnim utrata włosów to często dramatyczne przeżycie dla obu płci, gdyż trudno mówić o inteligencji emocjonalnej u młodych osób. Bezpośrednie uwagi, a nawet żarty na temat stanu włosów, które mogą wypowiadać rówieśnicy, są jednymi z najgorszych, jakie można usłyszeć czy przeżyć w ciągu całego swojego życia. Dorośli zmagający się z utratą włosów od lat dzieciństwa często przyznają, że najtrudniejsze momenty związane z ich problemem przeżywali jeszcze w okresie szkolnym. Słowa, które wtedy padły, wielu z nich zapamięta do końca życia.
Drugim trudnym okresem jest wczesna dorosłość. Dwudziestoparoletnia osoba jest najczęściej na etapie poszukiwania swojej drugiej połówki i uzależnia możliwość poznania jej od tego, jak wygląda. Ważna jest waga, styl ubierania i przede wszystkim – włosy. Znam naprawdę wielu mężczyzn, którzy są przekonani, że każda nowo poznana dziewczyna zwraca uwagę na ich włosy. Od razu tracą te 50% pewności siebie i znika chęć do kontynuowania relacji. Tak samo dziewczyny, które powtarzają mi, że już na wstępie tracą swoją kobiecość w oczach mężczyzn i pewnie dlatego, że nie mają wymarzonej fryzury, nie mogą poznać życiowego partnera. Mężczyźni jednak – jak pisałam w książce Problem w głowie czy na głowie? – w obliczu utraty włosów mają większą tendencję do pracy nad swoją samooceną i wyglądem zewnętrznym w jego innych aspektach – np. rzeźbiąc sylwetkę na siłowni lub zmieniając styl ubierania.
Z kolei mężczyźni po czterdziestce zaczynają w większym stopniu akceptować stan rzeczy na głowie. Są to zazwyczaj panowie o ustabilizowanej sytuacji życiowej, będący w stałych związkach, mający dzieci, satysfakcjonującą pracę. Zaczynam obserwować to, co różni ich od kobiet – pogodzenie się z faktem utraty. Godzą się z nieodzownymi elementem starzenia: pojawianiem się zmarszczek, siwieniem, a także z utratą włosów. U większości kobiet tego pogodzenia nie ma na żadnym etapie. Włosy są dla nas, kobiet, czymś w rodzaju „wizytówki”. Możemy mieć zmarszczki, możemy mieć siwe włosy – ale nie możemy nie mieć ich wcale. To jest różnica międzypłciowa, którą zaobserwowałam. Statystyki mówią same za siebie. Najczęściej rozmawiam mężczyznami w wieku od 18 do 35 lat, a jeżeli chodzi o kobiety, spektrum wiekowe rozciąga się od 18 do 70 i więcej lat. Skąd to się bierze, dlaczego takie są fakty? Moim zdaniem stan ten wynika z przyzwolenia. Pokoleniowo, a nawet stereotypowo przyzwoliliśmy na pojawiające się z wiekiem łysienie u mężczyzn. Ale nie u kobiet. I nieważne, że problem utraty włosów o podłożu genetycznym czy androgenowym w podobnym stopniu dotyka osób obojga płci. Mam wielką nadzieję, że w przyszłości się to zmieni i szkodliwe stereotypy przestaną mieć wpływ na nasze samopoczucie. O włosach coraz więcej się mówi, a ja na pewno dołożę do tego swoją cegiełkę.