Dzień dobry Kochani,
dzisiaj chciałam z Wami porozmawiać o środowisku. A w jakim kontekście? W kontekście środowiska, w którym żyjemy i które nas otacza. Dlaczego akurat ten temat? Wielu z Was pyta mnie: „jak Pani daje radę pracować w obliczu tych wszystkich schorzeń powodujących łysienie?” albo „jak Pani wytrzymuje widok łysej głowy?!”. Otóż ja nie muszę „wytrzymywać”, ja ten widok traktuję jako element wyglądu, który może pojawić się u danej osoby. Jestem świadoma, że takie problemy jak łysienie istnieją, co więcej – jestem przyzwyczajona do widoku głowy bez włosów czy tylko z częścią włosów. Mnie ten widok nie szokuje, nie krępuje, nie bawi. Ten widok jest przyczyną i początkiem mojej pracy.
Kiedy projektuję komuś włosy na zamówienie, skupiam się na rysach twarzy, na kolorze oczu, na doborze odcienia włosów. Wiem, że tworzę to, aby wydobyć atuty czyjejś urody. Tak samo jak „tworzę” wiele rzeczy na sobie, aby uwypuklić swoje atuty. Robię makijaż, maluję paznokcie, uzupełniam rzęsy. Jaki jest cel tych działań? Uatrakcyjnianie, przynajmniej w moim odczuciu, wyglądu, co pozytywnie wpływa na samoocenę. Wracając do widoku osoby tracącej włosy, mogę jej pomóc w wydobyciu innych atutów urody, ale najbardziej zależy mi na tym, aby w przyszłości dana osoba nauczyła się robić to sama. Każdy z nas jest inny, często nasze gusta diametralnie się różnią. Kiedy widzę, że ktoś niezwykle naturalnie wygląda w delikatnym brązie, a mimo to ta osoba świetnie czuje się w blondzie – niech przy blondzie zostanie, gdyż ona właśnie w takiej wersji najbardziej akceptuje siebie. Ale kiedy ktoś jest zagubiony, nie wie, od czego zacząć, jak znaleźć sposoby podkreślania własnej urody – wtedy ja jestem obok.
Moje środowisko pracy i krąg znajomych to osoby bardzo „uodpornione” na tematy włosowe. Nie jest to dla nich temat tabu, a wręcz przeciwnie. Włosy stanowią zagadnienie omawiane podczas wielu spotkań towarzyskich, służbowych etc. Moje środowisko pozwala mi na poruszanie tego tematu, gdyż takie środowisko zbudowałam wokół siebie. Nie było tak, że moi przyjaciele, rodzina i znajomi byli od zawsze gotowi na rozmowy o włosach, łysieniu itd. Ja sama na to pracowałam, edukowałam innych i budowałam bezpieczną przestrzeń w zakresie tej tematyki.
Co mam na myśli, pisząc „bezpieczna przestrzeń”?
Chodzi o wyznaczanie granic. Wiem, ile mogę opowiedzieć o moich przemyśleniach dotyczących łysienia, peruk, uzupełniania włosów czy leczenia w taki sposób, aby drugiej osobie pozostawić komfort odbioru tych informacji. Druga strona wie natomiast, jak i kiedy reagować, jak słuchać oraz jak przyjmować informacje w sposób niestereotypowy. Każda z bliskich mi osób wie, że utrata włosów jest ważnym elementem mojej pracy, a przez to także znaczącym elementem mojego życia. Osoby, na których mi zależy, nigdy nie wypowiedzą się z lekceważeniem na temat tego, czym się zajmuję i z kim pracuję. Wiecie dlaczego? Bo nie czują takiej potrzeby. Rozumieją, że taki problem jak łysienie u kobiet, dzieci i mężczyzn istnieje i niestety może to być częścią czyjegoś życia. Teraz widzicie, że w swoim środowisku stworzyłam przestrzeń dla tematu włosów.
Musicie jednak wiedzieć, że ta przestrzeń nie pojawiła się od razu. Musiałam oswoić się z widokiem łysej głowy, ze świadomością, że na świecie jest wiele przyczyn utraty włosów, z tym, że może ona wyglądać oraz przebiegać bardzo różnie i że może spotkać osobę w każdym wieku. Miałam jednak to szczęście, że otaczające mnie środowisko w przeszłości „pozwoliło” mi na to oswojenie się. Właśnie dlatego teraz tak swobodnie do Was podchodzę i nie obawiam się kontaktu z Wami, tylko na niego czekam. Pracując z wieloma osobami, spotykając się z nimi co pewien czas, zauważyłam, że i Wy potraficie się oswajać z tematem włosów (o tym, w jaki sposób to osiągnąć, opowiem w kolejnych wpisach), a kiedy już się trochę oswoicie, zaczynacie też oswajać swoje środowisko. Edukujecie osoby w swoim otoczeniu i sami wyznaczacie granice tematu, jakim są dla Was włosy i ich utrata.
Chciałabym, abyście zawsze pamiętali, że to my kreujemy pewną „bazę” naszej codzienności. To od nas zależy, czy będziemy się wstydzić rozmawiać o włosach, czy bez obaw poruszymy ten temat. Ważne jest to, jak sami się z tym czujemy. Czy chcemy rozmawiać, czy nie. A także to, w jaki sposób chcemy rozmawiać. Nikt nie każe nam mówić o naszym stanie zdrowia, życiu rodzinnym czy towarzyskim. A mimo to decydujemy się mówić o dobrych i złych przeżyciach, doświadczeniach, o różnych elementach naszej codzienności. Wiele osób chcących pokonać złe nawyki mówi, że środowisko im na to nie pozwala. Prawda jest jednak inna. Częściej to my nie potrafimy wprowadzić zmian w środowisku. Jeśli czujemy się z czymś źle, zmiany są konieczne. Bez podjęcia żadnej aktywności trudno oczekiwać, że coś samo do nas „przyjdzie”. Palacz mówi, że nie sposób nie zapalić, kiedy jest na imprezie. A dlaczego? Bo jest alkohol, bo zawsze znajdzie się znajomy, który powie „chodź na fajkę”. W takim razie trzeba to środowisko zmodyfikować. Na imprezę wziąć sok zamiast piwa oraz starać się przebywać ze znajomymi, którzy nie palą. Nie szukajmy wymówek, ale sposobów, by zmienić to, z czym czujemy się źle. Będzie łatwiej lub trudniej, ale ważne, że idziemy do przodu. Musicie wiedzieć, że z racji faktu bycia psychologiem nieraz będę Was motywować do wielu małych-dużych aktywności. A dziś proszę Cię o to, abyś pomyślał o swoim środowisku i o tym, jak je udoskonalić, aby pozwoliło Ci traktować temat włosów nie jako temat tabu, tylko jako temat, który będziesz mógł swobodnie poruszać.