Skip to main content
trycholog-dieta

Wiecie jak w kuchni bardzo lubię szarżować po swojemu😊. Zawsze podkreślałam, że niekoniecznie danie w moim wykonaniu musi wyglądać. Co więcej nie muszę wyszukiwać egzotycznych połączeń, faktycznie mało kiedy spojrzę na przepisy (a jak to już zrobię, to i tak zmieniam po swojemu), ale najważniejsze dla mnie są dwa cele- po pierwsze musi być zdrowo, po drugie muszę jeść z autentyczną przyjemnością. Mam przysłowiowego świra na punkcie zdrowego jedzenia. Myśl, że dostarczam swojemu organizowani to co najważniejsze może być bardzo motywująca. Pamiętam jak jakiś czas temu wykonywałam badania krwi i wszystkie wyniki miałam bardzo dobre (oprócz żelaza, które od kiedy pamiętam muszę co jakiś czas suplementować). Wiedziałam, że część z nich tak dobrze wygląda dzięki diecie. Jeszcze kilka lat temu miałabym nie wiem ile „rozjechanych strzałek” na wynikach badań, stąd świadomość, że obecnie potrafiłam wprowadzić siebie na dobre tory, działa na mnie jak niespodziewana wygrana na loterii. Moim bliskim powiedziałam, że odbierając takie wyniki badań czuję się jak Hulk, tylko z troszkę mniejszymi mięśniami… I nie zielonymi😊.

Przepełniona pozytywnymi emocjami i to dzięki jedzeniu warzywach i orzechów postanowiłam dla Was napisać ten post- dzisiaj nie z konkretnym przepisem, a z misją zachęcenia Was do odkrycia tej pozytywnej energii płynącej ze zdrowej kuchni. Brzmi to jak milion razy słyszany banał w dzisiejszych czasach, kiedy wszędzie jesteśmy zasypywani fit stronami, kanałami, ale co mam Wam powiedzieć? Czasami w tym banale leży sama prawda i zastanowić się warto czego się w niej boimy, dlaczego tak nie ufamy, co nas w tym tak odrzuca. Czemu tak trudno nam spróbować? Moim zdaniem wynika to z dwóch kwestii.

Po pierwsze potrzeba trochę WYTRZYMAŁOŚCI. Aby zaufać i zobaczyć, że przygotowywanie zdrowego jedzenia, a także, kiedy nie mamy czasu, szybkie kupienie czegoś zdrowego nie jest wcale trudne. Naprawdę nie musimy chwytać batona i zamawiać kebaba w cienkim, bo nie mamy na nic czasu. I tu wracam do wytrzymałości. Podoba mi się stwierdzenie, że nasza wytrzymałość jest jak mięsień w naszym organizmie, który po pewnym czasie się męczy. I tak dla przykładu, kiedy zaczynamy dzień, jedziemy do pracy, pracujemy, po drodze robimy setki innych rzeczy, wracamy do domu, zajmujemy się dziećmi i czujemy, że jesteśmy zmęczeni, że zasłużyliśmy na odpoczynek. I wtedy, jeśli nie mamy wypracowanych zdrowych nawyków żywieniowych, podejmujemy często złe decyzje dotyczące naszej diety. Bo nasz mięsień wytrzymałości jest po prostu wyeksploatowany i nie ma już siły dłużej z nami współpracować. To właśnie wieczorem najczęściej zdarza nam się zgrzeszyć posiłkiem, alkoholem, zbyt dużą ilością czasu przed telewizorem. Czujemy, że na to zasłużyliśmy. Nasz mięsień wytrzymałości musiał być wystawiany na próby kilka, kilkanaście razy w ciągu dnia…To teraz tylko „drink i palma” może uratować sytuację. Ja już dawno nauczyłam się wystrzegać przed tego typu schematem myślenia. Przyznaję się, że czasami przychodzi taki dzień „palmy”, ale zazwyczaj staram się jeszcze troszkę wykorzystać swój mięsień wytrzymałości i daję sobie kilka lub kilkanaście minut w kuchni, aby podziałać. I tu jest miejsce w którym warto poruszyć rzecz drugą, która w moim mniemaniu ma wpływ na to dlaczego nie próbujemy jeść lepiej, w zgodzie z potrzebami naszego organizmu.

ŚRODOWISKO. Jak je przygotowujesz tak będziesz działał. Masz w kuchni „słodyczową” szafkę i zamrażarkę z mrożonymi nuggestami i lasagną? A w lodówce puszka słodkiej mrożonej herbaty? Teoretycznie posiłek już masz, a czasu nie ma nic przygotować, iść do sklepu po składniki i zacząć jeszcze cokolwiek robić, jak już trzeci raz słyszymy głośne odgłosy dobiegające z naszego żołądka. Co ja Ci właśnie przekazuję? Czyżbym Cię zachęcała do zjedzenia kupnej lasagnii? Trochę tak, bo takie sobie naszykowałeś środowisko. Tak się przygotowałeś na wypadek uczucia głodu, czy kolacji w domu. Pytanie po co? Masz za cel nie tylko dobrze wyglądać, ale przede wszystkim dobrze się czuć. Fizycznie, ale też psychicznie. Nigdy na dłuższą metę przetworzone jedzenie w nadmiarze i używki nie pozwolą nam tego osiągnąć. NIGDY. Spójrz na jedną rzecz- kiedyś nie było leków, nie było suplementów w formie syntetycznej, a ludzie też bywali chorzy, gorzej się czuli. Ale potrafili się uleczyć. Wiesz czym? Wartościowym jedzeniem. A dlaczego ja, psycholog od włosów tak sobie gadam o diecie i jeszcze nie daje konkretnego przepisu, tylko prawie morały o zaletach płynących z wartościowego odżywiania? Zdrowe jedzenie to energia umysłu, ochrona przed stresem, satysfakcja ze swojego wyglądu, większa możliwość pracy ze swoimi emocjami, lepsza sprawność intelektualna, fizyczna i ogrom wielu innych korzyści, które są tak nam bardzo potrzebne, a w szczególności do życia z pewnymi trudnościami, które doświadczamy. Tak jak osoba chora na cukrzycę, Hashimoto musi przestrzegać diety, aby być zdrowym i czuć się komfortowo, tak i osoba z łysieniem plackowatym, czy bliznowaciejącym tego potrzebuje. Potrzebuje na każdym polu swojego życia zapewniać sobie jak najlepsze warunki do dobrego funkcjonowania przede wszystkim emocjonalnego. To pozwoli walczyć ze słabościami związanymi z utratą włosów. A zdrowa dieta i zdrowe nawyki mogą nam to dać. Dużą frajdę w życiu może nam dać nie tylko zrobienie makijażu, uczesanie warkocza, ale także wsparcie pracy swojej wątroby, albo elastyczności skóry. I teraz wracam do środowiska. Naucz się przygotowywać swoje środowisko tak, aby w sytuacji, kiedy Twój mięsień wytrzymałości zacznie być zmęczony, Ty będziesz na to przygotowany i zaskoczysz go obecnością jajek i kalafiora w lodówce. W 15 minut podgrzewania lasagnii jesteś w stanie zrobić jajeczne kotleciki z kalafiora z pietruszką, albo pysznego omleta z jajka, płatków owsianych i banana. Uwierz mi, jak nie dodasz cukru, dojrzały banan sobie poradzi i omlet będzie tak samo słodki jak ten z cukrem. Jak mi nie wierzysz- spróbuj! Tylko przygotuj sobie środowisko😊

Poniżej zamieszczam kilka ze swoich spontanicznych inspiracji. Tylko kilka z nich to czas pracy powyżej 30 min i to nie mój, ale piekarnika! Samo przygotowanie to dla mnie kwestia 5-15 minut. To co, podejmujesz wyzwanie?
Magda